Przyjaźń niejedno ma imię - „Miller i Pynchon”, Leopold Maurer


Lubię pięknie narysowane komiksy, z misternymi, najlepiej kolorowymi ilustracjami, choć i te czarno-białe mają swój niepowtarzalny urok. Dlatego trochę kręciłam nosem przy pierwszym kontakcie z dziełem Leopolda Maurera. Proste i skromne ilustracje wydały mi się mało ciekawe, ale to tylko pozory, bo kiedy zaczęłam czytać okazało się, że minimalistyczna szata graficzna świetnie współgra z prostymi, ale pełnymi wdzięku opowiastkami.


Cała historia Millera i Pynchona to dwadzieścia luźno połączonych ze sobą scenek z życia przyjaciół. Mimo iż łączy ich sympatia, a nawet pewna zażyłość, bohaterowie nie przeszli ze sobą na ty, więc cały czas zwracają się do siebie per pan, co nadaje ich relacji trochę staromodny, ale i dżentelmeński charakter. Co do samego scenariusza, to zaczyna się dość niewinnie, bo obaj panowie pracują nad wytyczeniem linii demarkacyjnej. Zajęci własnymi sprawami trochę jakby przez przypadek wpadają w mniej lub bardziej zabawne tarapaty. Poznają urocze panie, które później kradną im ubrania (podczas gdy nasi bohaterowie zażywają orzeźwiającej kąpieli w jeziorze), spotykają gadającego krokodyla, próbują wyznaczyć punkt kulminacji Wenus, a przede wszystkim rozmawiają. I w tych dialogach tkwi cały sekret Millera i Pynchona.


Bohaterowie Maurera zestawieni zostali na zasadzie kontrastu. Melancholijny Pynchon nadal rozpacza po śmierci ukochanej żony, choć od tamtej pory minęło już ponad 10 lat, natomiast pragmatyczny Miller lubi korzystać z uroków życia i nie gardzi towarzystwem miłych pań. Ich choć naprawdę wiele ich różni Miller i Pynchon świetnie się uzupełniają, a przede wszystkim mają w sobie mnóstwo wdzięku. Scenariusz Maurera aż kipi od humoru, ale to humor specyficzny i doprawiony sporą łyżką goryczy. Żartobliwe, czasami absurdalne scenki bawią, ale gdzieś pod skórą czytelnik wyczuwa, że w tym wszystkim chodzi nie tylko o wygłupy. Jednak Maurer rzadko mówi wprost, licząc raczej na błyskotliwość odbiorcy, bo to co najważniejsze trzeba wyczytać sobie między wierszami.

„Miller i Pynchon” to zabawna, nieco ironiczna i melancholijna opowieść o życiu i całej reszcie. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj specyficzna przyjaźń tytułowych bohaterów. Leopold Maurer stawia na dialogi, bo w jego komiksie pada naprawdę dużo słów, ale całość została tak doskonale wyważona, że gadanina bohaterów wciąga, a odbiorca ma ochotę wejść z nimi w dyskusję. Tym bardziej, że humor, złośliwostki i absurdalia skrzą się na każdej stronie. Krótko mówiąc bardzo dobry, choć wizualnie niepozorny komiks, który docenią czytelnicy lubiący inteligentną rozrywkę.


♥ ♥ ♥
Leopold Maurer, Miller & Pynchon, tłum. Anna Biskupska, wyd. Centrala, Poznań 2014.

Komentarze

„Znam więcej książek niż ludzi i jest mi z tym dobrze”. - Andrzej Stasiuk-