Solidarność jajników, czyli dziewczyny z „Giant Days” rządzą!
„Giant days” wpadł na listę moich ulubionych komiksów już od pierwszego kadru. Jestem fanką historii rozgrywających się w szkole, więc byłam natychmiast kupiona. Tutaj akcja dzieje się w środowisku studenckim, bo urocze bohaterki Johna Allisona właśnie rozpoczynają swoją przygodę na uniwerku.
Trzeba przyznać, że dziewczyny to wyjątkowo nietuzinkowe osóbki. Susan Ptolemy ucieka od przeszłości i ma zamiar zacząć wszystko na nowo. Daisy Wooton zupełnie nie radzi sobie z kontaktami międzyludzkimi i jest przy tym rozczulająco nieporadna. Natomiast moja ulubienica Esther De Groot najczęściej znajduje się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie, co generuje dziwaczne sytuacje, dlatego przyjaciółki nazywają ją królową dramy.
Zderzenie zwariowanych charakterów bohaterek oraz ich życiowe doświadczenie sprawiają, że studentki cały czas wpadają w nowe tarapaty, bywają wobec siebie złośliwe, ale jeśli wymaga tego sytuacja, to skoczyłyby za sobą w ogień. Tak powinno się opowiadać o babskiej solidarności! Historyjka związana z zemstą na kolesiach, którzy przedmiotowo potraktowali Esther jest tak rozbrajająco komiczna, że mogłabym do niej wracać w nieskończoność! Komiks czyta się z prawdziwą rozkoszą i zanim zdążymy się zorientować, to już jest po wszystkim, a czytelnikowi robi się zwyczajnie przykro, ze na jakiś czas musi rozstać się ze swoimi nowymi przyjaciółkami.
Ale spokojnie, w Non Stop Comics pracują ludzie z sercem i sumienie, którzy jak podejrzewam również mają słabość do Esther i jej koleżanek, bo druga część „Giant Days” ukazała się już po 5 miesiącach. Warto było czekać! Zdaje się, że John Allison ściąga na główki bohaterek jeszcze więcej kłopotów. I tak po wycofaną Susan upomina się przeszłość i choć sprawa wydaje się beznadziejna, to przyjaciółki spieszą jej z pomocą. W końcu talent Esther do dramy na coś się przyda. Daisy snuje się smutna, bo sama nie wie czego chce i bez eksperymentów na ludziach raczej się nie obejdzie. Natomiast jeśli chodzi o ostatnią z dziewczyn, to znów ona błyszczy na kartach komiku. Tak, Esther jest najlepsza i wszystkie sceny z jej udziałem są po prostu genialne.
Ilustracje Lissy Treiman doskonale pasują do komediowej obyczajówki o trzech przyjaciółkach. Cartoonowo-disneyowa kreska ilustratorki świetnie się tu sprawdza, tym bardziej, że Treiman doskonale oddaje mimikę i ekspresję bohaterek. Ich zachowanie, styl ubierania się, a nawet wystrój pokoi w akademiku są naturalne i wzbudzają same ciepłe uczucia. Od 7 rozdziału graficzną pałeczkę przejmuje Max Sarin, która z kreacją bohaterek radzi sobie równie dobrze. Co prawda kreska Max jest odrobinę inna, nasycenie kolorów również, ale całość jest na tyle spójna, że w ferworze czytania można nawet nie zauważyć, że coś w ilustracjach się zmieniło.
Perypetie Susan, Daisy i Esther śledzi się z największą przyjemnością. Scenariusz Alissona jest przezabawny, choć mocno trzymający się rzeczywistości, bo problemy bohaterek nie różną się wiele od problemów współczesnych młodych kobiet. Natomiast same dziewczyny są tak fajne, zwyczajne i rozkosznie urocze, że chciałoby się mieć obok siebie takie przyjaciółki. Bo „Giant days” to ciepła, sympatyczna i śmieszna obyczajówka, która, spodoba się wszystkim bez względu na wiek i płeć. Przetestowałam na domownikach. Wszyscy jesteśmy oczarowani i czekamy na kolejne części!
♥ ♥ ♥
John Allison, Lissa Treiman, Giant Days #1: Królowe dramy, tłum. Wojciech Góralczyk, wyd. Non Stop Comics, Katowice 2017.
John Allison, Lissa Treiman, Max Sarin, Giant Days #2: Obudźcie mnie, jak będzie po wszystkim, tłum. Wojciech Góralczyk, wyd. Non Stop Comics, Katowice 2018.
Brzmi świetnie;) I chociaż na co dzień nie czytam komiksów (oprócz horrorów od czasu do czasu), to na ten mogłabym się skusić;)
OdpowiedzUsuń