W tunelach metra - „Niebo pod Berlinem”, Jaroslav Rudiš
fot. Margielski Ftografia |
Długo polowałam na debiutancką powieść mojego ulubionego czeskiego pisarza Jaroslava Rudiša. W końcu kupiłam ją za jakieś śmieszne pieniądze, rzuciłam się do lektury i od tamtej pory nie wiedziałam co o niej napisać. Bo „Niebo pod Berlinem” to wyjątkowo dziwna książka.
„Człowiek zapamiętuje wydarzenia według dźwięków. Według nich je układa, gubi i znów odnajduje. Świat to technika dźwiękowa, uszy to kierunkowskazy. Jestem tam, gdzie chcą one.”
Bohaterem powieści jest trzydziestoletni nauczyciel, którego przygniata proza życia. W ostatnim akcie desperacji mężczyzna rezygnuje z pracy i wyjeżdża, a raczej ucieka do Berlina. Tam pragnie zacząć wszystko na nowo, tam poznaje oryginalnych przyjaciół, spełnia swoje marzenie zakładając własną kapelę i spotyka kobietę swojego życia. Gdzieś obok niego kręcą się marzyciele, podstarzałe punki, nieudacznicy, wykolejeńcy. Cała akcja rozgrywa się głównie pod ziemią, w tunelach metra, gdzie nie istnieje wyraźna granica między światem żywych, a umarłych.
„… a mnie się wydaje, że szczęście można naprawdę ukraść. Ale nawet kradzione nie trwa dłużej niż to prawdziwe.”
Powieść Rudiša składa się z obrazków, scenek połączonych ze sobą motywem metra. Muzyka jest dla autora bardzo ważna, w zasadzie to cała fabuła kręcie się wokół muzyki. Co jakiś czas trafiają się genialne zdania, chwytające za serce przemyślenia, czy zabawne teksty związane z życiem i muzyką. Właśnie wstawki muzyczne podobały mi się najbardziej w całej powieści. Już dawno odkryłam w Rudišu pokrewną duszę z podobnym poczuciem humoru i wyobcowania. Niektóre jego teksty chciałabym ukraść dla siebie i podpisać je własnym nazwiskiem.
„Tak, Beatlesów kocham. Kocham nad życie. Przy tym zwrocie muszę się teraz uśmiechnąć.”
Nietypowy format i fakt, że książka została zadrukowana w poziomie od początku zwiastują, że będzie to oryginalna lektura. I faktycznie taka jest. Interesująca, hipnotyzująca i męcząca zarazem. Zaledwie sto czterdzieści stron czytałam na dwa razy. Nie byłam w stanie przetrawić całości za jednym zamachem. „Niebo pod Berlinem” to dobra, a nawet bardzo dobra powieść, jednak nie polecałabym jej na pierwsze spotkanie z Jaroslavem Rudišem. Moglibyście się zniechęcić, albo uprzedzić, a szkoda by było, bo Rudiš z książki na książkę jest coraz lepszy. Dla fanów jego talentu jest to pozycja obowiązkowa, jednak dla tych, którzy dopiero mają zamiar rozsmakować się w jego prozie proponuję najpierw sięgnąć po „Grandhotel”, lub „Koniec punku w Helsinkach”.
♥ ♥ ♥
Jaroslav Rudiš, Niebo pod Berlinem (tyt. oryg. Nebe pod Berlínem), tłum. Joanna Derdowska, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2007.
Komentarze
Prześlij komentarz