Komiksowa sensacja dla dorosłych dzieciaków, czyli „Wojownicze Żółwie Ninja – Bodycount”
Pierwsza myśl po przeczytaniu „Bodycount”? To jest tak głupie, że aż śmieszne. „Wojownicze Żółwie Ninja” to moje dzieciństwo, choć znam je tylko z serialu animowanego z lat 90. Co nie zmienia faktu, że rzecz pokochana w dzieciństwie jest święta. Simon Bisley i Kevin Eastman nieco zszargali moją świętość. Jednak zrobili to z takim urokiem, humorem i dystansem, że w trakcie lektury płakałam ze śmiechu.
Co prawda wolę „Wojownicze Żółwie Ninja” z moich szczenięcych wspomnień, ale komiks duetu Bisley/Eastman jest tak szurnięty i niepoważny, że po prostu trzeba go przeczytać. W całej historii chodzi mniej więcej o to, że niejaki Casey Jones bierze udział w barowej bójce, która kończy się na chodniku przed lokalem. W tym miejscu nasz bohater poznaje cycastą Midnight – piękną i niebezpieczną femme fatale, za którą wlecze się trudna i uzbrojona przeszłość. Znajomość z Modnight jest niebezpieczna, ale przecież żaden dżentelmen nie zostawiłby damy w opałach. Tym samym Casey i Raphael wpadają w wir niebezpiecznej przygody.
Fabuły nie ma tu żadnej, a dialogi są tak lakoniczne, że nawet mógłby ich nie być. Nawet jako komiks niemy „Bodycount” dałby radę się obronić zwariowanymi scenkami. Żal byłoby jedynie tekstów rzucanych przez Raphaela, bo to one rozkładają na łopatki i napędzają komizm sytuacyjny. Humor, makabra i sensacja przez cały czas mieszają się ze sobą w rożnych proporcjach, śmiesząc kolejnymi zwrotami akcji. Na próżno szukać tutaj sensu i jakiejkolwiek głębi. W komiksie duetu Bisley/ Eastman chodzi o zabawę i faktycznie jako prosta i nie wymagająca rozrywka lektura sprawdza się idealnie.
Brudna i zadziorna kreska Simoan Bisleya cieszy oko, no ale w końcu w przypadku takiej legendy nie mogłoby być inaczej. Rysunki są dynamiczne i nie mniej szalone niż scenariusz. Całość to jedna wielka strzelanka dla dorosłych dzieciaków. Sympatyczna rzecz raczej dla kolekcjonerów (wydanie jak zawsze na najwyższym poziomie) i wielbicieli talentu Bisleya. Poszukiwaczom opowieści z głębią radzę trzymać się od „Wojowniczych Żółwi Ninja – Bodycount” z daleka, bo to komiks, przy którym nie trzeba myśleć. Wystarczy mieć dystans i się dobrze bawić.
♥ ♥ ♥
Simon Bisley, Kevin Eastman, Wojownicze Żółwie Ninja - Bodycount (tyt. oryg. Teenage Mutant Ninja Turtles. Bodycount), tłum. Bartłomiej Burtea, wyd. Non Stop Comics, Katowice 2019.
Brudna i zadziorna kreska Simoan Bisleya cieszy oko, no ale w końcu w przypadku takiej legendy nie mogłoby być inaczej. Rysunki są dynamiczne i nie mniej szalone niż scenariusz. Całość to jedna wielka strzelanka dla dorosłych dzieciaków. Sympatyczna rzecz raczej dla kolekcjonerów (wydanie jak zawsze na najwyższym poziomie) i wielbicieli talentu Bisleya. Poszukiwaczom opowieści z głębią radzę trzymać się od „Wojowniczych Żółwi Ninja – Bodycount” z daleka, bo to komiks, przy którym nie trzeba myśleć. Wystarczy mieć dystans i się dobrze bawić.
♥ ♥ ♥
Simon Bisley, Kevin Eastman, Wojownicze Żółwie Ninja - Bodycount (tyt. oryg. Teenage Mutant Ninja Turtles. Bodycount), tłum. Bartłomiej Burtea, wyd. Non Stop Comics, Katowice 2019.
Komentarze
Prześlij komentarz