Godne zamknięcie serii, czy trzeci tom „Grass Kings” Matta Kindta i Tylera Jenkinsa
Tajemnica „Królestwa traw” została rozwiązana. Już wiemy jak to wszystko się kończy, możemy odłożyć trzy tomy na półkę i z satysfakcją podziwiać białe grzbiety. Tak, satysfakcja to dobre słowo. Ani przesadny entuzjazm, ani żal płynący z rozczarowania. Po prostu zadowolenie z dobrze napisanej i jeszcze lepiej narysowanej opowieści.
Akcja komiksu rozwija się powoli i jakby od niechcenia, a przeszłość miesza się z teraźniejszością dając nowe światło na wiele spraw. Pętla wokół braci zacieśnia się coraz bardziej. Nie ma już czasu na kłótnie czy nieporozumienia. Trzeba przyjąć wspólną strategię, żeby ocalić to co jest do uratowania, a przede wszystkim rozwiązać zagadkę seryjnego mordercy.
Matt Kindt nie spieszy się w swojej opowieści. Daje czas rozejrzeć się jeszcze raz po Królestwie Trwa i okolicy. Pokazuje niektórych bohaterów pod zupełnie nowym kątem, podrzuca tropy, aż w końcu spokojnie przechodzi do sedna, łączy wątki i rozwiązuje tajemnicę, o którą rozchodziło się od pierwszego tomu. I choć pozornie akcji tu niewiele, to jednak cały czas coś się dzieje, a relacje międzyludzkie i poszczególne historie bohaterów są znacznie ważniejsze niż sceny walki. Wszystkie te elementy składają się na naprawdę dobry dreszczowiec, który niepokoi i budzi emocje.
Tyler Jenkins jest doskonały w tym co robi. Bez wątpienia jego ilustracje przewyższają scenariusz Kindta i tak naprawdę mają decydujący wpływ na odbiór całości. Miękka kreska, subtelne kadry, rozlane kolory tworzą magiczną i hipnotyzującą całość. Artysta nie epatuje okrucieństwem i przemocą, w swoich obrazach porusza się po gruncie niedomówień i zostawia spore pole dla wyobraźni. I właśnie te sceny, w których dzieje się coś złego, które są bez wątpienia brutalne, zostały przez Jenkinsa ledwie zaakcentowane. Liczy się tu detal – rozpinany pasek spodni, czy zlatujące się ptaki, ale to wystarczy, żeby odbiorcy zjeżył się włos na głowie. Prawdziwy majstersztyk.
Finał „Grass Kings” wypadł bez większych fanfarów. Rozwiązanie zagadki morderstw jest w zasadzie proste i nie robi większego wrażenia na czytelniku. A jednak w jakiś dziwny sposób wszystko do siebie pasuje i sprawia czytelniczą przyjemność. Ciągłe poczucie zagrożenia, duszna atmosfera, a przede wszystkim genialne rysunki Tylera Jenkinsa (z prawdziwą radością będę śledzić jego karierę) są siłą napędową tej serii, która wbrew pozorom na długo zapada w pamięć. Dobra i godna polecenia rzecz. Czytajcie, a nie będziecie żałować.
♥ ♥ ♥
Matt Kindt, Grass Kings tom 3, il. Tyler Jenkins, tłum. Grzegorz Drojewski, wyd. Non Stop Comics, Katowice 2019.
Finał „Grass Kings” wypadł bez większych fanfarów. Rozwiązanie zagadki morderstw jest w zasadzie proste i nie robi większego wrażenia na czytelniku. A jednak w jakiś dziwny sposób wszystko do siebie pasuje i sprawia czytelniczą przyjemność. Ciągłe poczucie zagrożenia, duszna atmosfera, a przede wszystkim genialne rysunki Tylera Jenkinsa (z prawdziwą radością będę śledzić jego karierę) są siłą napędową tej serii, która wbrew pozorom na długo zapada w pamięć. Dobra i godna polecenia rzecz. Czytajcie, a nie będziecie żałować.
♥ ♥ ♥
Matt Kindt, Grass Kings tom 3, il. Tyler Jenkins, tłum. Grzegorz Drojewski, wyd. Non Stop Comics, Katowice 2019.
Komentarze
Prześlij komentarz