Potwornie dobry komiks z nutą nostalgii, czyli „Coś zabija dzieciaki” Jamesa Tyniona IV
Dzieciaki, które jako jedyne widzą potwory, zagubieni dorośli, którzy nie rozumieją co się dzieje oraz uzbrojona blondyna, która zamierza rozwiązać problem. I to wystarczy, żeby oczarować czytelnika, który będzie błagał o więcej. Przed Wami nowa seria od Non Stop Comics, czyli „Coś zabija dzieciaki”.
W małym, sennym miasteczku źle się dzieje. Od pewnego czasu znikają dzieciaki, których nie udaje się odnaleźć. A nawet jeśli, to z pozostałych szczątków nie ma czego zebrać. Coś morduje dzieci, a dorośli nie bardzo wiedzą co robić. Szeryf się miota, niektórzy lokalsi postanawiają sami rozwiązać zagadkę, a nastoletni James, ten, który przeżył, musi borykać się z większymi problemami, niż tylko okres dojrzewania. W tym monecie do Archer’s Peak przybywa dziwna dziewczyna, która gada z maskotką ośmiornicy, ale też dobrze wie co robić, żeby pomóc mieszkańcom.
Jakie są słabe strony komiksu Jamesa Tyniona IV? Nie wiem, bo mi tutaj podoba się wszystko. Fabuła, ilustracje, kierunek, w którym zmierza ta historia. Wszystko! Nawet fakt, że nie ma tu nic szczególnie oryginalnego i zaskakującego nie jest wadą, bo „Coś zabija dzieciaki” wpada w tą samą popkulturową lukę, którą od pewnego czasu wypełnia choćby „Stranger Things”, „Paper Girls”, a nawet album „Ostatni bastion romantyzmu” Karasia i Roguckiego. Czyli chodzi o powrót do lat szczenięcych i to ukłucie w serce, które napełnia odbiorcę melancholią. Cóż z tego, że nie jest wybitnie (w przypadku Karasia i Roguckiego jest genialnie, bo to jedna z najlepszych płyt ever, ale darujmy sobie dziś muzyczne przemyślenia), skoro magia działa, gęba się śmieje, a wyobraźnia pracuje jak szalona.
Pierwszy tom komiksu to tak naprawdę zaledwie wprowadzenie w historię. Możemy poczuć o co mniej więcej chodzi, rozejrzeć się po okolicy i poznać bohaterów, którzy odegrają jeszcze istotną rolę. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście Erica Slaughter (nazwisko nieprzypadkowe), czyli wspomina wcześniej blondyna. Zdaje się, że ona jedna rozumie co się we wsi święci i tylko ona wie jak pomóc mieszkańcom. Bo Erica zabija potwory. Prawdopodobnie stoi za nią jakaś organizacja, ale o tym zapewne przekonamy się później. Teraz jest czas na akcję, a tej w opowieści Jamesa Tyniona IV nie brakuje, choć na pierwszy plan wysuwa się część obyczajowa, która ukazuje grozę sytuacji, podkreśla emocje miejscowych oraz podrzuca kilka tropów, które będą kontynuowane w późniejszych tomach.
Sam scenariusz to nie wszystko, bo za sukcesem tomu „Coś zabija dzieciaki” stoi również nastrojowa szata graficzna. Stonowane kolory, dużo różnych odcieni błękitu i granatu, prosta, choć pewna kreska rysownika tworzą album, na którą patrzy się z prawdziwą przyjemność. Jako całość komiks wypada znakomicie. Nie jestem pewna w jakim kierunku rozwiną się poszczególne motywy i czy Tynion będzie umiał wykorzystać w pełni potencjał tkwiący w tej opowieści, ale póki co jestem nastawiona bardzo optymistyczne. Lektura tomu to czysta frajda, która rozbudza apetyt na więcej. Więcej dram, potworów i Eriki. Gorąco polecam, a tomik z przyjemnością odkładam na półkę z ulubionymi komiksami.
♥ ♥ ♥
James Tynion IV, il. Werther Dell'Edera, Coś zabija dzieciaki, tom 1 (tyt. oryg. Something Is Killing the Children, volume 1), tłum. Paweł Bulski, wyd. Non Stop Comics, Katowice 2020.
Komentarze
Prześlij komentarz