Precyzyjnie przemyślana powieśc kryminalna, czyli „Wiosna zaginionych” Anny Kańtoch
Rzucam wszystko, lecę czytać – to jedyna słuszna reakcja na widok nowej powieści Anny Kańtoch, która właśnie dziś ma swoją premierę. „Wiosna zaginionych” to pierwszy tom kryminalnej trylogii, która wyszła spod pióra jednej z najzdolniejszych polskich pisarek.
Krystyna jest emerytowaną policjantką, która wiedzie spokojne życie ekscentrycznej staruszki. Praca zawsze była dla niej bardzo ważna, co odbiło się na relacjach z dziećmi, a szczególnie córką. Nie zmienia to faktu, że Krystyna uwielbia swoje wnuki, a zwłaszcza wnuczkę, w której widzi odbicie swojego dawno zmarłego brata. Bo nad Krystyną przez cały czas wisi tragedia z przeszłości, kiedy będąc młodą dziewczyną straciła brata w podejrzanych okolicznościach. Otóż paczka młodych studentów wyjechała na wycieczkę w Tatry, gdzie doszło do tragedii. Trzy osoby znaleziono martwe, brat Roman przepadł bez wieści, a do domu wrócił tylko kolega Jacek. Kiedy emerytka spotyka Jacka w osiedlowym sklepiku i odkrywa, że mężczyzna żyje sobie spokojnie pod zmienionym nazwiskiem wracają do niej emocje i ból sprzed lat. Kobieta postanawia wymusić na Jacku prawdę o tym co ponad 50 tal temu wydarzyło się w Tatrach. Problem w tym, że niedługo później mężczyzna zostaje znaleziony martwy.
Anna Kańtoch znów pokazała klasę. Nie jestem fanką gatunku, ale Kańtoch zawsze biorę w ciemno. Siła jej pisarstwa tkwi w świetnie skrojonej opowieści obyczajowej. Wątek z dreszczykiem jest zawsze tylko dodatkiem, czymś ekstra, co decyduje o jeszcze lepszym odbiorze powieści. Jednak nawet i bez tego jej książki zawsze czyta się z przyjemnością, bo są po prostu dobrze napisane. Pisarka ma nie tylko solidny warsztat, ale też prawdziwy dar do opowiadania historii. Dzięki temu tworzy ciekawe tło wydarzeń, pełnokrwistych bohaterów i pogmatwane fabuły, które zawsze kończą się z sensem. Tutaj również autorka mnoży zagadki, podrzuca kolejne tropy, myli kroki i tak pląta losy Jacka i Krystyny, że w pewnym momencie byłam już pewna, że całej historii nie uda się logicznie wyjaśnić. Oczywiście Anna Kańtoch znów mnie zaskoczyła łącząc wątki i domykając szufladki. I choć na rozwiązanie głównej zagadki dotyczącej tego, co stało się z Romanem, przyjdzie nam jeszcze poczekać, to „Wiosna zaginionych” tylko zaostrza apetyt na więcej, a jako pojedyncza historia okazuje się satysfakcjonującą lekturą.
Dziwnie czyta się historię pisaną z perspektywy starszej pani, z którą trudno się identyfikować. W końcu łatwiej wczuć się w narrację kogoś młodego, ładnego i sprawnego, niż kobiety, która zdaje sobie sprawę z własnych ograniczeń. Na pewno jest to niecodzienne doświadczenie, które można uznać za kolejny plus. Jedak, żeby nie było za słodko muszę się też do czegoś przyczepić. Teoretycznie w tej historii wszystko gra. Akcja płynie wartko, historia jest spójna, emocje i skoki adrenaliny sprawiają czytelniczą przyjemność, zakończenie ma sens (to dla mnie najważniejszy element), a otwarta furtka pozwala poczuć dreszczyk ekscytacji na myśl o kontynuacji, a jednak czegoś tu brakuje. Długo zastanawiałam się czego i doszłam do wniosku, że zabrakło mi klimatu, który miały poprzednie kryminały Kańtoch. Co prawda tamte były tworzone pod szyldem retro, ale klimat vintage był tym, co nadawało powieściom charakteru. Tu pomieszanie zdarzeń z przeszłości z teraźniejszością sprawia, że atmosfera nieco się rozmywa i nie spina dwóch ram czasowych wspólną, ulotną klamrą.
„Wiosna zaginionych” to idealna powieść na coraz dłuższe jesienne i zimowe wieczory. Zagadka z przeszłości, nietuzinkowa bohaterka, precyzyjnie przemyślana fabuła, której zawiłości sprawiają frajdę i zmuszają czytelnika do główkowania, tworzą kapitalną całość, którą połyka się z prawdziwą przyjemnością. Gorąco polecam zarówno ten tytuł, jak i wszystkie wcześniejsze. Ta zdolna bestia nie ma w swoim dorobku słabej książki. Czytajcie, warto!
♥♥♥
Anna Kańtoch, Wiosna zaginionych, wyd. Marginesy, Warszawa 2020.
Komentarze
Prześlij komentarz