Słodka i świąteczna opowieść dla romantyczek, czyli „Na Święta przytul psa” Lizzie Shane

Nadszedł ten moment, kiedy można wyjąć z szafy wszystkie te świąteczne sukienki, mikołajowe czapki, koszulki i piżamy z gwiazdkami, choinkami, bałwankami i reniferami. I w takim eleganckim stroju zakopać się pod kocem, żeby spędzić kilka chwil w towarzystwie miłej lektury. Wiecie, takiej świątecznej bzdurki, która przekonuje, że świat może i jest okrutny, ale ludzie są w głębi serca dobrzy, a tuż za zakrętem na każdego czeka miłość. Tego typu książki sprawiają mi prawdziwą radość tylko raz w roku – właśnie w grudniu, kiedy moja potrzeba łaskawszego spojrzenia na świat i jego mieszkańców wzrasta. Dlatego dziś polecam Wam powieść „Na Święta przytul psa” Lizzie Shane.


Ally Gilmore przerywa swoją nowojorską karierę fotografki, żeby pomóc dziadkom w prowadzeniu schroniska w Pine Hollow. To urokliwe miasteczko wygląda jak ze świątecznej pocztówki, a mieszkańcy niemal piją sobie z dzióbków, tacy są mili i serdeczni. Wszyscy, poza Benem Westem, który jak ten wredny Grinch ma opinię lokalnego ponuraka, a co gorsza jako radny miejski odcina fundusze potrzebne na dalsze prowadzenie schroniska Gilmorów. Może to wyrzuty sumienia, a może po prostu urok słodkiej Ally sprawiają, że Ben postanawia pomóc dziewczynie w znalezieniu domu dla wszystkich potrzebujących psiaków. Cel jest szlachetny, a termin krótki, w dodatku między bohaterami zaczynają przeskakiwać iskry. Czy Ally postanowi zmienić całej swoje życie, a przytłoczony obowiązkami Ben zaryzykuje związek z nowo poznaną dziewczyną? Ależ oczywiście, że tak! I nie jest to żaden spoiler, bo książki z tego typu okładkami i tytułami muszą skończyć się happy endem.

Fabuła tej powieści to słodycz sama w sobie. Mamy tutaj młodą i zagubioną dziewczynę, która stanęła na rozdrożu i sama nie wie, w którym podążyć kierunku oraz mężczyznę, który samotnie wychowuje dziesięcioletnią siostrzenicą Astrid, której rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Facet jest ewidentnie przepracowany, bo do wszystkich obowiązków podchodzi bardzo serio i stawia sobie wysoko poprzeczkę. Szczególnie jeśli chodzi o Astrid – do Bena nie docierają racjonalne argumenty, ponieważ postanowił sobie, że będzie najlepszym rodzicem ever. Z tego powodu w jego życiu nie ma miejsca dla żadnej kobiety. Jednak Ally swoją świeżością, delikatnością i dobrocią zaczyna kruszyć mur wybudowany przez radnego. I tak przez ponad 300 stron młodzi mają się ku sobie, flirtują, zaczynają otwierać przed sobą serca, żeby nagle się wycofać, wymyślić jakiś nic nie znaczący problem, czy dać się ponieść wątpliwościom. To, że z góry wiadomo jak cała historia się skończy w tym przypadku nie jest wadą. W końcu każda czytelniczka spodziewa się triumfu miłości. Ważniejsza staje się droga do siebie nawzajem, którą muszą przejść bohaterowie.

Powieść Ally Gilmore zainteresowała mnie szczególnie dwoma motywami. Po pierwsze ta historia ze schroniskiem jest czymś co rusza moje serce i daje pole do rożnych zabawnych i uroczych perypetii. Psie motywy zawsze kupuję w 100%. A po drugie Ben jest radnym, a musicie wiedzieć, że pracuję jako urzędniczka właśnie w biurze rady miasta, więc ten temat był mi szczególnie bliski. Co prawda charakter pracy rajcy miejskiego w Ameryce rożni się znacząco od polskiego modelu, ale i tak bawiłam się przednio śledząc kontakty Bena z mieszkańcami Pine Hollow.

„Na Święta przytul psa” to czarująca powieść dla wszystkich romantyczek, które lubią historie ze Świętami w tle. Co prawda opowieść wymyślona przez Ally Gilmore nie jest szczególnie oryginalna, ani przełomowa, ale lektura sprawia prawdziwą przyjemność. Bohaterowie są sympatyczni, mają swoje dramaty i wszyscy dobrze wiemy, że w życiu brakuje im jedynie miłości. Psie historie chwytają za serce i wywołują uśmiech, a w tle pada śnieg, migocą światełka, a magia świąt skrzy się między stronami. Czego chcieć więcej? Chyba tylko gorącego kakałka w dużym kubku i odrobiny świętego spokoju. Czego sobie i Wam życzę.


💓💓💓

Lizzie Shane, Na Święta przytul psa (tyt. oryg. Twelve Dogs of Christmas), tłum. Maciej Szymański, wyd. Rebis, Poznań 2020.

Komentarze

„Znam więcej książek niż ludzi i jest mi z tym dobrze”. - Andrzej Stasiuk-