Wyglądałam drugiego tomu wierszy Ernesta Brylla, a kiedy się już doczekałam odłożyłam „Szarą godzinę” na stolik nocny i podczytywałam po trochu, czasem po jednym wierszu, zafrapowana i zamyślona, jeśli jakiś utwór wyjątkowo mnie dotknął. A pod szaro-zieloną okładką skrywa się cały sznur wierszy-pereł, wierszy-olśnień, bliskich i osobistych, jakby poeta znał i przelał na papier moje myśli.