Twoje spojrzenie, Cio-Cio-San, czyli literatura ukraińska z górnej półki
„Twoje spojrzenie, Cio-Cio-San” to fabularny dramat, czytelniczy mozół, sznur czarnych, szorstkich koralików, poprzetykanych poetyckimi błyskotkami. Proza Andrija Lubki hipnotyzuje, wciąga bez reszty, ale też drażni i uwiera.
Na użhorodzkiej ulicy ginie młoda kobieta. Sprawa wydaje się prosta, pijany człowiek potrącił ją na pasach. Nic nie wróci życia Raluki, ale mąż ofiary Mark Zadorożny może liczyć na sprawiedliwość, tym bardziej, że policjant wyczuł od sprawcy alkohol. Jednak szybko okazuje się, że kierowcą czarnego BMW jest lokalny sędzia. Sprawa zostaje zamieciona pod dywan, bo nagle wszyscy twierdzą, że kierowca nie był pod wpływem, a kobieta nie przechodziła przez pasy, tylko wyskoczyła z ciemności prosto przed maskę. Nie mogąc liczyć na system, którym rządzą korupcja, kumoterstwo i układy, Zadorożny postanawia sam wymierzyć sprawiedliwość.
„Pierwszy raz zrobię coś naprawdę męskiego. Wezmę na siebie odpowiedzialność, a potem niech wszystko płonie w piekle. To miasto nieszczęścia, ta wiosna gorzkiej rozpaczy. Samotności i poniżenia miasto, lepka od strachu wiosna”.
Powieść spoleczno-polityczna? Tylko pozornie. Bo choć początkowo Andrij Lubka skupia się na bolączkach ukraińskiego społeczeństwa, to z każdą kolejną stroną charakter narracji zaczyna się zmieniać. Proza Lubki wymyka się schematom, a sam pisarz nie ułatwia czytelnikom lektury. Mark Zadorożny niesie fabułę na swoich barkach, jego rozpacz jest punktem wyjścia i siłą napędową kolejnych wątków. Jego plany i przygotowania do zemsty przeplatają się z opowieścią o związku młodego Ukraińca z Ralucą. Pierwszoosobowa narracja pozwala nam poznać tylko jedną wersję wydarzeń i wyrobić sobie zdanie o głównym bohaterze. Bo opowiadając o ukochanej kobiecie narrator odsłania siebie, a na wierzch wychodzi jego trudny charakter.
To wielka rzecz stworzyć postać, której się jednocześnie współczuje, i której się nie znosi. Zadorożny jako przemądrzały, snobistyczny, nie potrafiący przepraszać i zapatrzony w siebie dupek, bez grama pokory, naprawdę nie daje się lubić. To postać, która stąpa po cienkiej granicy, bo podskórnie czuję, że gdyby tylko miał okazję, to byłby przemocowcem. Jednak jego rozpacz i miłość do Raluki są tak ewidentne, że Mark z automatu budzi współczucie, a moja czytelnicza empatia pozwala na usprawiedliwianie człowieka, na którego w innych okolicznościach patrzyłabym z pogardą. Ten literacki dysonans poznawczy miesza w głowie, irytuje, ciekawi i nie pozwala na porzucenie lektury, która nie oszukujmy się, bywa męcząca.
„Ludzie z marnym intelektem często wyobrażają sobie wolność jako bezmierną przestrzeń, jako coś bez końca i granic. Naprawdę wszystko jest na odwrót: człowiek czuje największą swobodę, kiedy jest zamknięty w przestrzeni, w której obowiązują jego własne prawa. Szczęśliwym można być w pokoju, gdzie stoją twoje ulubione rzeczy, gdzie wszystko leży tak, jak chcesz, i nikt nie ma prawa tam wejść i naruszyć twego spokoju. A na plaży czy w górach już taki wolny nie jesteś, bo tam ktokolwiek może się wtrącić, nawet kiedy jest pusto, w gardle kłębi się lęk, w każdej chwili jest zagrożenie, że ktoś wtargnie. Człowiek czuje się wolny w tylko w klatce, która zbudowana jest według jego własnego projektu”.
Powieść Andrija Lubki nie powstała dla przyjemności czytelnika. Niektóre fragmenty trzeba wziąć na przeczekanie, mozolnie brnąc słowa za słowem, żeby trafić na poetycką perełkę, dojrzeć literacką wrażliwość delikatną jak skrzydła motyla, albo dać się porwać hipnotycznym uniesieniom. Relacja z bukareszteńskiej opery, gdzie Zadorożny ogląda „Madame Butterfly” jest tak sugestywna i pełna emocji, że przysięgam, czułam jakbym tam była. Ten rozdział, tak fenomenalnie napisany, jest najlepszym przykładem na to, ze można słowami opowiedzieć muzykę. Ciary na całym ciele. „Twoje spojrzenie, Cio-Cio-San” to wymagająca proza z wyższej półki. Nieoczywista, piękna, obnażająca ludzkie słabości, momentami nudnawa. Na pewno zaskakująca, choć nie spodziewajcie się dynamicznych zwrotów akcji. Pisana złością, samotnością i rozpaczą. Ale też denerwująca i odpychająca jak Mark Zadorożny. Tak mało fabularnego efekciarstwa, a tak wiele emocji. Jestem pod wrażeniem i od kilku dni nie mogę przestać myśleć o tej historii. Uwaga, tylko dla czytelników lubiących literackie wyzwania.
♥ ♥ ♥
Andrij Lubka, Twoje spojrzenie, Cio-Cio-San (tyt. oryg. Твій погляд, Чіо-Чіо-сан), tłum. Bohdan Zadura, Warsztaty Kultury w Lublinie, Lublin 2020.
Komentarze
Prześlij komentarz