Ziejąca rana, czyli „Pasażer” Cormaca McCarthyego
„Pasażer” Cormaca McCarthyego to trud i znój, literatura ciężka, ciemna i gęstą jak głębiny, które wciągają w swoje odmęty. Ta powieść to zapis smutku, z którego nie wynika nic konkretnego.
Rok 1980. Bobby Werstern, trzydziestosiedmioletni nurek głębinowy, były kierowca rajdowy, trafia na miejsce katastrofy samolotu. Na miejscu okazuje się, że coś jest na rzeczy, bo we wraku brakuje czarnej skrzynki, torby pilota i ciała jednego z pasażerów. Bobby spodziewa się wielkiej afery, ale nie wiedzieć czemu media milczą, a mężczyznę zaczynają odwiedzać podejrzani ludzie. I ten motyw jest świetny, a sam początek, penetrowanie wraku i rozmowy między nurkami są tak sugestywne i naturalistyczne, że ocierają się o geniusz. Niestety im dalej, tym gorzej, bo cała fabuła skupia się filozoficznych przemyśleniach bohatera.
„No tak, mruknął. Życie. Co można powiedzieć? Nie jest dla każdego”.
Bobby Western nie może pogodzić się ze śmiercią młodszej siostry oraz ojca, który brał udział w Projekcie Manhattan. Ale przy tym bohater pozostaje bierny. Nie walczy, nie miota się, nie szuka jakiegokolwiek sensu. Chodzi po świecie ze swoją żałobą, po wszystkich, których kiedykolwiek kochał. Ten człowiek to ziejąca, niezakrzepła rana. I tak Bobby po prostu jest, rozmawia, snuje się z miejsca na miejsce, prowadzi jałowe rozmowy.
„Cała rzeczywistość to strata, a strata jest wieczna. Nie ma innego rodzaju rzeczywistości”.
Pierwsza z dwóch ostatnich powieści Cormaca McCarthyego jest trudna w odbiorze, bo nie ma w niej żadnego punktu zaczepienia. Bobby wtapia się w tło i tą swoją smutną obojętnością oraz mozolną fabułą po pewnym czasie zaczyna nudzić. Nie zapamiętam z tej historii żadnych słów, ani mocnych momentów, poza początkiem i kilkoma zanotowanymi cytatami. Reszta rozpłynie się w niepamięci, choć pod względem ludzkim historia Westerna jest straszliwie zatrważajaca. „Droga” też taka była, ale chłopiec niósł w sobie światło, a Bobby nie ma nic. To znaczy ma - bezbrzeżny smutek i wspomnienie miłości, która nigdy nie mogła się wydarzyć. Czy można żyć, kiedy człowiekowi zabrany zostanie wszelki sens istnienia? Bobby jest pierwszą odpowiedzią na to pytanie. Alice będzie drugą.
„Każde lekarstwo na samotność tylko ją odwleka. I w końcu nadchodzi dzień, w którym nie będzie żadnego lekarstwa”.
♥ ♥ ♥
Cormac McCarthy, Pasażer, (tyt. oryg. The Passenger), tłum. Robert Sudoł, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023.
Komentarze
Prześlij komentarz