Ludzka twarz katastrofy, czyli „Fukushima. Kronika wypadku bez końca” Bertranda Galica
Komiks non-fiction? Tego jeszcze nie znałam. „Fukushima. Kronika wypadku bez końca” wygląda imponująco i faktycznie robi wrażenie w warstwie fabularnej i wizualnej. Forma fabularyzowanego reportażu w połączeniu z obrazami pozwala jeszcze lepiej wczuć się w emocje bohaterów oraz poczuć grozę dni, które w marcu 2011 r. wstrząsnęły światem.
Komiks „Fukushima. Kronika wypadku bez końca” odnosi się do katastrofy technologicznej w elektrowni jądrowej Fukushima Daiichi, do której doszło na skutek tsunami spowodowanego przez trzęsienia ziemi u wybrzeży Honsiu. Punktem wyjścia jest przesłuchanie dyrektora Masao Yoshidy, który staje przed komisją śledczą. To dzięki jego relacji czytelnik ma okazję zobaczyć dramat tamtych dni. W trakcie lektury trudno nie szukać porównań z Czarnobylem, tym bardziej jeśli ktoś oglądał znakomity serial wyprodukowany przez HBO. Co prawda Japończycy, w przeciwieństwie do naszych przyjaciół zza wschodniej granicy, zaczynają działać od razu, a nie zaklinają rzeczywistość i udają, że nie było tematu, ale dramat pracowników jest tu w jakiś sposób tożsamy. To oni znajdują się w centrum wydarzeń, z bezpośrednim zagrożeniem życia i ogromną odpowiedzialnością spoczywającą na barkach. Co zrobić, żeby nie doszło do apokalipsy? Masao Yoshida i jego ludzie wiedzą, że mogą polegać tylko na sobie, bo decydenci zamiast pomóc, martwią się bardziej o to, żeby wszystko ładnie przyklepać i wyciszyć. Gdzieś po drodze wychodzą na wierzch wszystkie zaniedbania i słabe punkty w funkcjonowaniu elektrowni.
Scenariusz komiksu skupia się na kilku pierwszych dniach walki personalu o to, żeby w jakiś sposób opanować kataklizm. Pomysłowość ludzi, ich osobiste dramaty, poczucie odpowiedzialności za miejsce pracy, a co za tym idzie niebywała gotowość do poświęceń, są tym, co niesie fabułę do przodu i angażuje emocje odbiorcy. Oprawa graficzna Rogera Vidala doskonale oddaje rozmiar tragedii i dramat pojedynczych ludzi. Ilustrator perfekcyjnie dobiera kolory do konkretnych wydarzeń, a przez to jeszcze lepiej kreuje nastrój całej opowieści. Ogromny plus należy się również za ostatnie strony komiksu, gdzie znalazło się miejsce dla materiałów dodatkowych przybliżających rozmiar katastrofy i porządkujących wiedzę. Sama fabuła, choć mocno oparta na faktach, jest przecież pewnego rodzaju fikcją literacką, natomiast w połączeniu z końcowym podsumowaniem daje solidny obraz całości.
„Fukushima. Kronika wypadku bez końca” Bertranda Galica to solidny komiks katastroficzny, który angażuje emocje czytelnika i trzyma w napięciu, choć przecież zakończenie tej historii nie jest tajemnicą. A jednak od czytanej historii nie sposób się oderwać, przede wszystkim dlatego, że scenarzysta nadaje wszystkim wydarzeniom ludzką twarz i snuje swoją opowieść patrząc prosto w oczy pracowników elektrowni. Świetna, angażująca rzecz.
♥ ♥ ♥
Bertrand Galic, il. Roger Vidal, Fukushima. Kronika wypadku bez końca (Fukushima. Chronique d'un accident sans fin), tłum. Wojciech Birek, Non Stop Comics, Katowice, 2023.
Komentarze
Prześlij komentarz