„Inne tonacje ciszy”, czyli Remigiusz Mróz z serduszkiem na dłoni
„Inne tonacje ciszy” to powieść Remigiusza Mroza stylizowana na książki z nurtu YA, łącząca w sobie miłość, akcję i tajemnicę. A może to wcale nie jest stylizacja? Może pan Mróz po prostu otworzył przed czytelnikami swoje serduszko i wylał z niego swój życiowy romantyzm i wrażliwość? Jakkolwiek by nie było, trzeba przyznać, że powieść jest świetna i czyta się ją jednym tchem.
Akcja zaczyna się szybko i konkretnie, bo oto Aspen Wakefield (połączenie Chyłki w wersji lihgt z Zaorskim) budzi się w szpitalu ze śpiączki. Przy jej łóżku siedzi obcy chłopak, który twierdzi, że przychodził do Aspen przy okazji. Od razu wiadomo, że Grayson Joyce (prawdziwe ciacho i patologiczny kłamca) coś ukrywa, a ze znajomości z nim będą kłopoty. Motyw amnezji daje autorowi szerokie pole do popisu, z którego pisarz skwapliwie korzysta, plątając losy Aspen jak tylko się da. Sprawa kasety magnetofonowej jest trochę naciągana, ale w ostatecznym rozrachunku wypada całkiem dobrze i wiarygodnie.
Oczywiście to bardzo „mrozowa” proza, która zawiera specyficzne elementy jego twórczości. Na pewno jest tu mocno zaakcentowane tło muzyczne, które w przypadku „Innych tonacji ciszy” jest przewspaniałe. Mój klimat w 100%. Również w tym tomie pojawiają się charakterystyczne powtórzenia. Tym razem to nie „pomiarkował” i „niezgorszy” wracające w Chyłce jak bumerang, ale pojawiające się 6 razy „ani chybi". Natomiast bohaterowie i łączące ich relacje, to jak zawsze różne odmiany patologii, które mnie denerwują i sprawiają, że przewracam oczami, bo w życiu za bardzo przejmuję się zmyślonymi ludźmi. Może mi się to nie podobać, ale zachowanie poszczególnych postaci ma jeden główny cel - wzbudza emocje, a przecież o to chodzi w literaturze rozrywkowej.
Remigiusz Mróz ma talent do opowiadania historii i wymyślania intrygujących fabuł, a przy tym bawi niewymuszonym humorem, a także czaruje poetyckimi wtrąceniami i malowniczymi porównaniami, jak choćby tym, że Grayson wygląda: „jak problem tylko czekający na to, by się zdarzyć”. Tak, na to też trochę przewracam oczami, ale tez uśmiecham się z dziewczęcą ekscytacją. „Inne tonacje ciszy" wciągają od pierwszej do ostatniej strony, a po zamknięciu okładki czytelnik od razu zaczyna odliczać do kolejnego tomu. Znając tempo pisania pana Mroza liczę na, to dobijemy do trylogii jeszcze w tym roku. Czego sobie i wam życzę, a powieść oczywiście polecam. Fantastyczna rozrywka!
PS
Ujął mnie szczególnie jeden fragment powieści:
„– Większość się mija – dodał chrapliwym głosem zniszczonego człowieka. – Ze sobą, z innymi, z uczuciami. Spotykasz kogoś, zakochujesz się w nim, ale on zakochany jest w kimś innym. A ta osoba jeszcze w kimś innym. Zazwyczaj to jak niedopasowana układanka, jakby Bóg sobie z nas drwił. Lub jakby nie chciało mu się przesunąć tego wszystkiego o jedną osobę w lewo lub w prawo”.Bo skojarzył mi się z moją ukochaną „Rosario Tijeras” Jorge Franco:
„Zawsze uważałem, że w miłości nie ma par ani trójkątów miłosnych, tylko szereg ludzi stojących gęsiego i każdy kocha tego, który stoi przed nim, a ten z kolei następnego i tak bez końca, i ten, kto stoi za mną, kocha mnie, a jego kocha ten za nim i tak dalej, ale zawsze kochamy kogoś, kto stoi do nas plecami. A ostatniego w szeregu nie kocha nikt”.
A może to celowy ukłon w kierunku Kolumbijczyka?
♥ ♥ ♥
Remigiusz Mróz, Inne tonacje ciszy, wyd. Czwarta Strona, Poznań 2023.
Komentarze
Prześlij komentarz