Kocham cię, ale wybieram ciemność - Claire Vaye Watkins (recenzja)
Nic mi w tej powieści nie pasuje. Nie lubię takich bohaterek jak Claire, nie lubię takiego rozwoju fabuły, jaki proponuje autorka. A jednak nie mogłam się oderwać od lektury „Kocham cię, ale wybieram ciemność”, a teraz nie mogę przestać myśleć o tym, co przeczytałam.
Claire Vaye Watkins sięga do własnych przeżyć, żeby opowiedzieć o Claire – młodej kobiecie, której świetnie układa się w życiu. Dobry mąż, prestiżowa praca na uniwersytecie, branżowe nagrody za pierwszą powieść, a teraz malutka, zdrowa córeczka. Czego chcieć więcej? W sumie nie wiadomo, ale normalność i sukces przytłaczają Claire do tego stopnia, że kobieta porzuca rodzinę i wyjeżdża w rodzinne strony na pustynię w Nevadzie, żeby zastanowić się co dalej.
„Jestem wiedźmą, ale nie czuję się z tym dobrze, ciągle miotam się między wiedźmowatością a udawaną słodyczą. Prawda jest taka, że nie potrafię udawać miłej ani tego nie chcę – ale czasami chciałabym chcieć”.
Claire jest zawstydzająco szczera i bezpośrednia. Jej opowieść jest mocna, konkretna i bardzo cielesna w nieprzyjemny sposób. Kobieta robi jedną głupotę za drugą, cały czas rozmyśla o tym co czuje, użala się nad sobą, analizuje każdą sytuację, usprawiedliwia się, zasłania depresją poporodową i trudnym dzieciństwem. Przykłada życie swoich rodziców do swojego, szuka podobieństw, punktuje każdy aspekt życia. W czytelniku budzi złość, odrazę, ale też współczucie i podziw. Dawno nie spotkałam tak niejednoznacznej bohaterki, której nie mogę zrozumieć, a jednak czuję z nią pewnego rodzaju nić porozumienia. Kto z nas nie chciałby czasami trzasnąć drzwiami i zostawić za plecami nawet dobre i bezpieczne życie? A Claire to zrobiła. I choć wkurza mnie jej postępowanie, to jednocześnie podziwiam jej samoświadomość i fakt, że nie udaje lepszej niż jest w rzeczywistości.
„W kanionie Trout powiedziałam mamie, że chcę tylko, żebyśmy byli normalni, żebyśmy byli normalną rodziną.
– Kochanie, nie ma czegoś takiego – odparła”.
Claire szokuje na kilku poziomach – tego jaka jest, co robi i z jakiego domu pochodzi. Jej ojciec, bliski współpracownik Charlesa Masona, naganiał mu najwięcej młodych dziewcząt, a przy tym był na tyle sprytny, że wyszedł z tej znajomości obronną ręką. Natomiast matka była kolorowym ptakiem, z niespełnionymi ambicjami, które Claire przejęła po niej. Jej narracja poprzetykana jest młodzieńczymi listami matki, które ta pisała do swojej ulubionej kuzynki. Echo tych wydarzeń wciąż pobrzmiewa w Claire, buduje jej osobowość, ma wpływ na podejmowane decyzje. Ile w tym wszystkim faktycznych doświadczeń autorki? Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć. W ostatecznym rozrachunku nie ma to żadnego znaczenia. Liczy się pogubiony człowiek, który robi głupoty, miota się, walczy, szuka miłości, odrzuca miłość, chce budować, choć najczęściej niszczy. To wszystko buzuje w powieściowej Claire, wybucha, a ona zostaje na zgliszczach. Co zrobić z tym wszystkim, ze sobą, z nadziejami, z rozczarowaniem, kiedy wciąż w tyle głowy tli się myśl o małej dziewczynce, która gdzieś na nią czeka?
„Kocham cię, ale wybieram ciemność” to powieść nieprzyjemna, wychodząca daleko poza schematy, zmuszająca czytelnika do konfrontacji z własnymi założeniami na temat kobiecości i roli kobiety w życiu. Nie rozumiem powieściowej Claire, a przy tym rozumiem ją doskonale i ten dwugłos wciąż we mnie pracuje, a ja wciąż mielę w myślach historię pani Watkins. Nie podobała mi się ta książka, a jednocześnie szalenie mi się podobała. Lubię ten stan, kiedy nie mogę otrząsnąć się po lekturze i wciąż myślę o bohaterach. Mogę nie lubić Claire (faktycznie, nie lubię), mogę krytykować jej wybory, motywacje, nieodpowiedzialność, którą mierzę własną miarą, ale jedno jest pewne – jej historia zostanie ze mną na zawsze. Mocna, dobra i szokująca proza. Czytacie na własną odpowiedzialność.„A może historia zaczyna się jeszcze wcześniej. Jak już mówiłam, próbowałam ją opowiedzieć wiele razy. Każda próba oddala mnie od tego, o co mi chodzi. Kończę na obcym brzegu z tratwą pełną potrzeb, ponownie przekonując się, że książki nieustannie uzdrawiają ludzi, tyle że zazwyczaj nie tych, którzy je piszą”.
„Wiele razy mówiono mi przy różnych okazjach, że to bardzo powszechne zjawiska – unikanie rodzicielstwa, kiedy czujesz, że nie przychodzi ci ono z łatwością, wycofywanie się w stronę rzeczy, w których być może lepiej ci idzie – ratowania robali, odśnieżania czy seksu. Promiskuityzm, macierzyńska ambiwalencja, furia żony – wiele kobiet to odczuwało, a nawet jeśli nie, to uważały takie uczucia za normalne. Podkreślały to. Ale co mnie obchodziło, że to normalne? Zwłaszcza mój zespół specjalistów od zdrowia psychicznego zdawał się nie rozumieć, że nie znajduję pocieszenia w byciu normalną, że odbieram normalność jako obelgę, że świadomość, iż te problemy są powszechne, nie łagodzi ich, a jedynie oznacza, że na domiar złego, oprócz nieustannego unikania, odczuwania winy, wstydu i odrętwienia, czuję się teraz nudna, jakby to była w pewnym sensie śmierć. Świadomość, że to wszystko jest normalne, sytuowała mnie gdzieś na skali pomiędzy żałosnością a myślami samobójczymi. Pomyślałam, że jeśli to jest normalne, to ja dziękuję”.
♥ ♥ ♥
Claire Vaye Watkins, Kocham cię, ale wybieram ciemność (tyt. oryg. I Love You but I've Chosen Darkness), tłum. Kaja Gucio, wyd. Czarne.
Komentarze
Prześlij komentarz