Miasteczko Panna Maria. Ślązacy na Dzikim Zachodzie - Ewa Winnicka (recenzja)
„Miasteczko Panna Maria. Ślązacy na Dzikim Zachodzie” Ewy Winnickiej to reportaż idealny na lato. Jest tu wszystko, czego można oczekiwać od dobrej książki - zaskakująca historia, zupełnie inny świat, ciekawi bohaterowie oraz świetny, wyważony styl autorki.
Od wielu lat bardzo lubię i cenię książki pisane przez Ewę Winnicką. Szczególnie doceniam dobór podejmowanych tematów, doskonały warsztat pisarski, wrażliwość, empatycznie podejście do bohaterów, umiejętność przemawiania własnym głosem, bez narzucania czytelnikowi swojej wizji świata. Jej „Był sobie chłopczyk” to wciąż jeden z najlepszych reportaży, jakie czytałam w życiu. „Miasteczko Panna Maria. Ślązacy na Dzikim Zachodzie” nie doskakuje do tego poziomu (nie te emocje i nie ta problematyka), ale wciąż pozostaje szalenie ciekawym i zaskakującym tekstem. W ogóle historia księdza Leopolda Moczygęby, który zaraził swoich rodaków pomysłem zamieszkania na Dzikim Zachodzie, jest tak nieprawdopodobna, że aż trudno uwierzyć, że może być prawdziwa.
Ewa Winnicka opowiada o tym jak to się stało, że 3 grudnia 1854 r. do Teksasu przypłynęły 482 osoby ze Śląska, po to, żeby rozpocząć nowe życie na nieznanej ziemi, oswoić ją i zbudować sobie własny raj. W tle przewija się burzliwa historia Śląska, która popycha ludzi do dramatycznej decyzji o pozostawieniu wszystkiego i ruszeniu w nieznane oraz historia Dzikiego Zachodu z wojną secesyjną, pograniczem i tryskającą ropą naftową. Kolejne perypetie Polaków i ich burzliwe losy fascynują, czasem bawią, a innym razem szokują.
Szczególnie zajmujące i ciekawe były dla mnie początkowe rozdziały książki, związane z pruską gorączką emigracyjną, która wybuchła w 1830 r. A już opowieść o niemieckiej kolonii i przedsiębiorczym Johannie Friedrichu Ernście, który postanowił założyć teksańską filię Zakonu Krzyżackiego, przebiła dla mnie wszystko. Później, kiedy już Ewa Winnicka rozmawia z potomkami śląskich osadników i sprawdza ile w nich zostało z dawnych Ślązaków czy tam Polaków (kwestie tożsamościowe czasem trudno rozstrzygnąć) okazały się dla mnie nieco nudniejsze, bo też Teksas, to przede wszystkim stan umysłu – na pewno interesujący, ale zbyt odległy, żebym mogła poczuć jakąś nić porozumienia. Nie zmienia to faktu, że całość czyta się wyśmienicie, a ten odjechany western z udziałem rodaków nie przestaje zadziwiać.
♥ ♥ ♥
Ewa Winnicka, Miasteczko Panna Maria. Ślązacy na Dzikim Zachodzie, wyd. Czarne, Wołowiec 2024.
Komentarze
Prześlij komentarz