Usłyszeć śpiew jeleni – František Šmehlík (recenzja)

Czeskie krymi nigdy nie zawodzi. „Usłyszeć śpiew jeleni” Františka Šmehlíka to kolejna powieść z serii, która usatysfakcjonuje nawet najbardziej wymagającego czytelnika.


Helašná to malutka wioska zlokalizowana w Beskidzie Śląsko-Morawskim. Jest tu ładnie i spokojnie, kwiatki kwitną, ptaszki śpiewają, jelenie ryczą na rykowisku, a w lesie pada trup pięknej Ivanki. Na miejsce zbrodni przybywają policjanci z wydziału zabójstw z Ostrawy i szybko orientują się, że miejscowi niejedno mają za uszami i nie są zbyt skorzy do współpracy.

Przyznaję, że Czech kupił mnie od samego początku, bo postawił na klasykę, czyli mój ulubiony typ kryminału – zamknięta społeczność, ograniczone pole manewru oraz stała ilość osób na planszy. Wiadomo, że zabił ktoś z wioski, pytanie tylko kto i dlaczego to zrobił. František Šmehlík rozważnie rozdaje karty, powoli odkrywa kolejne elementy układanki i przez cały czas panuje nad rozwojem fabuły, a przy okazji fantastycznie kreuje duszny klimat małej osady, gdzie pozornie wszystko jest w porządku, ale tak naprawdę każdy ma jakieś brudy do ukrycia. Nikt nie chce bojkotować śledztwa, ale też nikomu za bardzo nie zależy na ujawnieniu prawdy, bo być może to właśnie on dostanie rykoszetem. I właśnie interakcje między kryminalnymi, a mieszkańcami Helašnej podobały mi się najbardziej.

Najmocniejszą stroną czeskich powieści są wiarygodnie wykreowani bohaterowie, nie inaczej jest w przypadku kryminału Šmehlíka. Mieszkańcy wioski to prawdziwi indywidualiści, którzy jakoś egzystują na wspólnej przestrzeni, ale tak naprawdę niewiele ich łączy, może poza tym, że każdy chce zatrzymać swój sekret dla siebie. Natomiast kryminalni to już zupełnie inna bajka. Przez długi czas nie mogłam się wśród nich połapać, nie potrafiłam dopasować nazwiska do gęby i zapamiętać kto jest kim w tym samczym układzie. Panowie zostali pokazani jako zespół rywalizujących ze sobą byczków. Każdy z nich stroszy piórka, Testosteron kipi, a oni niby współpracują, dążą do tego samego, bo każdemu z nich zależy na rozwiązaniu sprawy, ale każdy z nich chce się wykazać i zgarnąć sukces na swoje konto. Šmehlík pokazuje tarcia, zależności, współzawodnictwo i nieco toksyczne miejsce pracy, jak to w życiu i między ludźmi bywa, a przy tym podrzuca okruszki osobistych doświadczeń mundurowych. Dzięki temu policjanci budzą sympatię, a dzięki swym słabościom i motywacjom zyskują ludzką twarz.

A minusy? Kilka dziwnych akcji. Jak ta - kryminalni przychodzą przesłuchać faceta i jego syna, on twierdzi, że młody śpi, a oni na to – a to ok, przyjdziemy później. Aha. Albo autor dwa razy zwraca uwagę, że w lesie widziany był człowiek niosący worek, czytelnik może się domyślić co w nim było, ale później ten przedmiot nie ma żadnego znaczenia, nie jest dowodem rzeczowym w sprawie, a nawet nie pojawia się w rozwiązaniu zagadki. Strasznie mi to zgrzyta i nie daje spokoju myśl, gdzie się podział worek! Trochę irytowało mnie również, że najmłodszy w zespole policjant traktowany jest jak żółtodziób i niemal stażysta, a jest przed trzydziestką. No przepraszam, ale w tym wieku nawet mężczyzn można już uznać za dorosłe osoby. Inna rzecz, że za obleśne teksty i brak profesjonalizmu na przesłuchaniu Młody powinien dostać po uszach. Ale to tylko drobiazgi, które z łatwością wybacza się debiutantowi.

„Usłyszeć śpiew jeleni” Františka Šmehlíka to kapitalnie napisany i przemyślany kryminał, który czyta się z wielką przyjemnością i zaangażowaniem. Autor nie epatuje przemocą, choć w końcówce nie ma miejsca na sentymenty. Całość podszyta jest tajemniczym urokiem Beskidu Śląsko-Morawskiego i odrobiną wyważonego humoru. Dobra, intrygująca rzecz. Mam nadzieję, że Šmehlík będzie regularnie dostarczał nam kolejnych czytelniczych emocji.

♥♥♥
František Šmehlík, Usłyszeć śpiew jeleni (tyt. oryg. Slyšet jeleny zpívat), tłum. Anna Radwan-Żbikowska, wyd. Afera, Wrocław 2024.

Komentarze

„Znam więcej książek niż ludzi i jest mi z tym dobrze”. - Andrzej Stasiuk-