Alchemia – Katarzyna Zyskowska (recenzja)

Każde spotkanie z prozą Katarzyny Zyskowskiej jest dla mnie zawsze dużym przeżyciem. I tak już od ponad 10 lat jeszcze nigdy nie zawiodłam się na literackim talencie pani Zyskowskiej. Dlatego od początku wiedziałam, że „Alchemia” to będzie pewnik, jednak nie spodziewałam się aż tak wielkich uniesień.


Zaskoczeniem jest tu biografia Marii Skłodowskiej-Curie, która stała się kanwą dla opowieści snutej przez pisarkę. O samej noblistce wiedziałam niewiele, bardziej o jej odkryciach i wielkiej miłości do Piotra Cuire, niż pozostałych wątkach biograficznych. Katarzyna Zyskowska skupia się na dwóch przełomowych momentach w życiu Marii – pierwszym i ostatnim podrygu serca. Dwa uczucia, które dzieli czas, przestrzeń, wszystko. Tak zupełnie różne, a tak podobne. Jak Mania i Marie – osiemnastoletnia dziewczyna z głową pełną marzeń i wielka, uznana naukowczyni. Zupełnie jak w wierszu Szymborskiej: „Tyle podobieństwa między nami, / że chyba tylko kości są te same, / sklepienie czaszki, oczodoły”. A jednak obie Marie muszą walczyć o godność i prawo do własnego szczęścia.

W powieści przeplatają się dwie linie czasowe. Pierwsza rozgrywa się w Szczukach w 1886 roku, gdzie osiemnastoletnia Mania rozpoczyna pracę jako guwernantka u państwa Żórawskich, żeby pomóc finansowo starszej siostrze studiującej w Paryżu. Mania ma nadzieję dołączyć za jakiś czas do Broni i rozpocząć karierę naukową. Jednak póki co uczy dzieci i nawiązuje przyjaźń z panienką. Co prawda bogaci państwo traktują ją dobrze, ale dziewczyna przez cały czas widzi i odczuwa dzielące ich różnice w statusie społecznym. Ale musi przetrwać. Zacisnąć zęby i wytrzymać, bo w tej pracy chodzi o coś więcej niż tylko zarobek. Chodzi o całą wielką przyszłość, która czeka na Manię kiedy w końcu uda jej się wyjechać na studia. A przynajmniej do tego ograniczają się marzenia osiemnastolatki. Wszystko zmienia się, kiedy niespodziewanie dla samej siebie, Maria zakochuje się w paniczu Żórawskim.

Druga linia czasowa to już Paryż. Owdowiała Madame Curie podniosła się z kolan, choć jej samej wydawało się, że nie przeżyje utraty Piotra i kolejnych dni pełnych żalu i samotności. Otoczona przyjaciółmi, którzy w momencie próby zatroszczyli się o nią i jej córki, Maria znów rozkwita. Powód jest dość prozaiczny – to miłość dodaje jej skrzydeł. Jej, której wydawało się, że nic dobrego już ją w życiu nie spotka. Romans z Paulem Langevinem mógłby być jedynie ożywczą zabawką, gdyby Marie nie zakochała się głupio i bez pamięcią, zupełnie jak nastolatka. Nie można żałować miłości, ale co w przypadku, jeśli wybranek serca ma żonę i dzieci? Niby trwa w toksycznej relacji, z żoną nic go nie łączy, nie odszedł tylko przez wzgląd na dzieci, ale przecież oni zawsze tak mówią. W sumie nie byłoby problemu, gdyby nie fakt, że romans pani Skłodowskiej-Curie i pana Langevina wychodzi na jaw, a w Paryżu wybucha wielki skandal obyczajowy, który przyćmiewa to, że właśnie w tym momencie Maria po raz drugi zostaje laureatką Nagrody Nobla.

Katarzyna Zyskowska w porywający sposób przybliża biografię polskiej noblistki w oparciu o zaledwie dwa wątki. Ale to wystarczy, żeby rozciągnąć przed oczami czytelnika panoramę życia niezwykłej kobiety i czasów, w których przyszło jej żyć. Bo Maria jest tak samo istotną figurą w powieści, jak i społeczeństwo, w którym funkcjonuje. Małe Szczuki i bogaci państwo, dla których liczy się tylko blichtr, splendor i fakt, żeby dobrze wydać za mąż i pożenić swoje dzieci, żeby zgadzały się pieniądze i pozycja społeczna. A marzenia, osobiste szczęście i predyspozycje? A któż zawracałaby sobie głowę takimi fanaberiami. Zaściankowa Polska? Niekoniecznie. Bo kiedy wiele lat później Maria jest już w Paryżu sytuacja nie wygląda lepiej. Całe konsekwencje romansu spadają na kobietę. Oczywiście można roztrząsać kwestie moralne układu, w który wikła się Skłodowska, ale nie o to tu chodzi. Chodzi o zakłamanie społeczeństwa, które daje mężczyznom przyzwolenie na posiadanie kochanek, ale za to samo chce ukamienować (i to dosłownie) kobietę. Dlatego skutki skandalu dotykają tylko Marię, to ona staje pod obstrzałem prasy i zbulwersowanych ludzi. Po raz kolejny musi walczyć o siebie i udowadniać innym swoją wartość.

„Alchemia” to powieść, którą czyta się jednym tchem. Znakomita warsztatowo, oszałamiająca, lekka, mimo trudnej tematyki, okraszona plastycznymi opisami i podszyta smutnym klimatem. Autorka wspaniale kreuje emocje targające Marią, jej kruchość i delikatność, namiętność i szaleństwo, a także ogromną pewność siebie i swojej pracy. Przy okazji Katarzyna Zyskowska pokazuje kobiecą i ludzką twarz Skłodowskiej-Curie, która w oczach czytelnika (moich na pewno) przestaje być kostyczną panią z laboratorium, a staje się kobietą pełną pasji, marzeń i odwagi.

♥♥♥
Katarzyna Zyskowska, Alchemia. Powieść biograficzna o Marii Skłodowskiej-Curie, wyd. Znak, Kraków 2024.

Komentarze

„Znam więcej książek niż ludzi i jest mi z tym dobrze”. - Andrzej Stasiuk-