Ladies with Guns 3 – Olivier Bocquet, Anlor (recenzja)

„Ladies with Guns” znów rozrabiają.Panie wpadły w prawdziwe tarapaty, choć przecież już wcześniej nie miały łatwo. Dla nich smuteczek, dla nas jeszcze więcej rozrywki, uśmiechu i wybuchów.


Tym razem lejdis zostają zamknięte w więzieniu stanowym dla mężczyzn (innych nie ma) i jeszcze bardziej muszą bronić swoich granic, bo wygłodniała banda zwyroli i oprychów tylko czeka, żeby wyciągnąć po nie swoje łapska. A dziewczyny? No cóż, próbują zachować godność, choć trochę nadrabiają miną i knują plan ewakuacyjny. W końcu mają już doświadczenie i żadnych opcji na pokojowe zakończenie konfliktu.

Trzeci tom serii Oliviera Bocqueta trzyma ten sam wysoki poziom, co wcześniejsze albumy. Akcja jakby nieco zwalnia, bo w więzieniu dziewczyny nie mają zbyt wiele okazji, żeby się wykazać, więc w tej części fabuła jest nastawiona bardziej na relacje między nimi, innymi osadzonymi i kierownictwem więziennym z żoną naczelnika na czele. Jej historia pokazuje smutek skryty pod pozorną wyższością. Jedna kobieta w miejscu odosobnienia nie współczuje dziewczynom, traktuje je równie paskudnie jak reszta, a może nawet z jeszcze większą wrogością, bo panie ośmieliły się zaburzyć porządek świata i jawnie nie zgadzać na to, co je spotyka. Zazdrość? Pewnie tak, bo gdyby i ona miała więcej odwagi, to mogłaby przerwać marazm zwykłych, byle jakich dni. Ale to tylko moje domysły, bo scenarzysta nie przesadza z moralizowaniem, raczej rzuca wskazówkami i pozwala czytelnikowi interpretować sceny według własnej wrażliwości.

Oczywiście, jak w przypadku jedynki i dwójki, znów możemy się spodziewać eksplozji, strzelanek i innych obrazków uchwyconych w ruchu. Tym razem to Abi zapewnia najwięcej widowiskowych scen, bo mała zostaje wystawiona do rewolwerowego pojedynku, a moment jej szkolenia jest efektownym przykładem na kapitalny humor sytuacyjny, choć trzeba pamiętać, że u Bocqueta śmiech miesza się z goryczą. Nawet najlepszy scenariusz nie miałby takiej siły oddziaływania, gdyby nie znakomite ilustracje Anlor. Jej brudna, chropowata kreska za każdym razem robi wrażenie. Karykaturalne twarze pasują do brzydoty świata przedstawionego, dynamiczne kadry dają poczucie ciągłego ruchu, a kolory świetnie podbijają klimat. 

„Ladies with Guns” to bardzo dobra rozrywkowa seria, która zapewnia kilka chwil miłej zabawy. Kolejne zwroty akcji i porywająca fabuła sprawiają, że od komiksu nie sposób się oderwać, a całość wchodzi gładko i z wielką przyjemnością. Scenarzysta z łatwością przywiązuje czytelników do swoich bohaterek i sprawia, że ze wszystkich sił kibicujemy paniom w kolejnych perypetiach. Gdzieś pod spodem ukrywają się sympatyczne smaczki i sugestie, a kobieca solidarność i przyjaźń wbrew wszystkiemu rozjaśnia wszelkie plugastwo pełzające po Dzikim Zachodzie.

♥♥♥
Olivier Bocquet, Anlor, Ladies with Guns – 3, tłum. Jakub Syty, Non Stop Comics, Katowice 2024.

Komentarze

„Znam więcej książek niż ludzi i jest mi z tym dobrze”. - Andrzej Stasiuk-