Polska według Ryszarda Kai – Beata Szady (recenzja)
Pomysł na tę książkę od początku był ryzykowny, bo niezadowolenie czytelników można było przewidzieć z łatwością. Dlaczego? Bo „Polska według Ryszarda Kai” nie jest biografią Ryszarda Kai, choć takie można odnieść wrażenie zerkając na okładkę. Czym więc jest ta publikacja? Książka Beaty Szady to reportaż biograficzny poskładany ze skrawków różnych wspomnień (przez autorkę nazywany portretem), połączony z tekstami o Polsce, luźno nawiązującymi do plakatów Kai. Tak więc mamy dwie części - pierwszą o artyście, drugą o nas, Polakach.
W portrecie Ryszarda Kai autorka zbiera różne myśli i wspomnienia bliskich o malarzu, a obraz ten dopełnia słowami samego artysty z różnych wywiadów. Chronologia jest tu mocno zaburzona, rozmówcy Beaty Szady skaczą po tematach, opowiadając głównie o tym, jak zapamiętali Ryśka, wspominają jego dom rodzinny i dom tworzony z Jamrozikiem, ich wspólne podróże, relacje z różnymi ludźmi. Trochę jest też o twórczości, bo tego nie da się oddzielić, o Ryśkowych inspiracjach i jego warsztacie pracy. Ładne te wspominki, w wielu miejscach wzruszające, pokazujące, że talent zawsze ma swoją cenę, a artysta to najczęściej człowiek ekscentryczny i żyjący w swoim świecie. Ryszarda Kaję wyróżniał dowcip, ironia i sympatia dla ludzi i świata, co dobrze widać na jego plakatach. Najpiękniej o Kai opowiada Leszek Jamrozik, jego największa miłość i długoletni partner. Mały, nabity i owłosiony, czyli wymarzony przez Ryśka ideał. Ciepło się robi na sercu od tych fragmentów.
Druga część książki to już zupełnie inna bajka. Na pierwszy rzut oka zapchajdziura, bo reportaże o kraju zestawione z biografią? A jednak ja ten pomysł kupuję i jestem zadowolona z lektury. Autorka szuka nieoczywistych skojarzeń i przykłada siedem plakatów do naszej rzeczywistości. Trochę uogólnia, bo w małym odcinku rzeczywistości próbuje zobaczyć uniwersalny obraz Polaków, co oczywiście jest niemożliwe, ale sprawdza się dobrze w krótkiej i luźnej formie reportażu prasowego. I tak dzięki tekstom pani Szady możemy podejrzeć jak wygląda coroczny odpust ku czci św. Rocha wraz z obrzędem poświecenia zwierząt (kiedyś głównie gospodarskich, dziś przeważnie pupili domowych), poczuć smak słońca zamknięty w jabłkach grójeckich, a nawet zadumać się nad społecznym przyzwoleniem, a raczej jego brakiem, dla męskich łez. A to jeszcze nie koniec, bo w kolejnych reportażach towarzyszymy w pracy kanarom z wrocławskiego MPK, przyglądamy się przydrożnym grobom, zastanawiam się jak kąpią się Polacy oraz oddajemy właścicielom rzeczy znalezione. Wspólny mianownik dla tych siedmiu tekstów? Teoretycznie plakat, ale to bardzo naciągane skojarzenie. Co nie zmienia faktu, że wspomniane reportaże są ciekawe i warto się nad nimi pochylić.
„Polska według Ryszarda Kai” to dziwna hybryda łącząca w sobie opowieść biograficzną z reportażami na różne tematy. Rozstrzał skojarzeniowy i problematyczny jest spory, a samo zestawienie zaskakujące. Przeczytałam tę książkę jako nowość, choć czytelnicy mogli natknąć się gdzieś w prasie na niektóre teksty ze zbioru. Cała publikacja ma luźniejszy charakter i podkreślam to jeszcze raz, nie jest typową biografią. Mi to nie przeszkadza, świetnie odnalazłam się w tej formie i doceniam pomysł Beaty Szady, bo wyrwał mnie ze schematów myślowych. Ale gdyby ktoś po przeczytaniu tej książki powiedziałby mi, że jest rozczarowany, to zrozumiałabym co ma na myśli.
♥♥♥
Beata Szady, Polska według Ryszarda Kai, wyd. Czarne, Wołowiec 2024.
Komentarze
Prześlij komentarz