Lot – Lynn Steger Strong (recenzja)

 

„Lot” Lynn Steger Strong oczarował mnie subtelnym klimatem oraz kameralną opowieścią, w której nie dzieje się nic szczególnego, a dzieje się wszystko. To nie jest powieść tak oszałamiająco wspaniała jak „Niedostatek”, ale wciąż bardzo dobra i warta uwagi.


Na dwa dni przed Bożym Narodzeniem trójka rodzeństwa wraz z rodzinami przyjeżdża do domu jednego z braci na wspólne święta. Wielkiego entuzjazmu nie ma, bo będą to pierwsze święta bez matki, która była spoiwem łączącym rodzinę. Zawsze dobra i serdeczna, otaczała miłością i empatia nie tylko swoje dzieci, ale także ich współmałżonków. Teraz bez Helen jest dziwnie, jej brak jest wciąż odczuwalny, a żal nieprzepracowany. Ale są dzieci, dla których wszyscy chcą się postarać. Dorośli jeszcze nie wiedzą, że te kilka dni będzie przełomowe dla ich małej wspólnoty.

Lynn Steger Strong skupia się w swojej narracji na kobiecych charakterach. Mężczyźni są zaledwie tłem. Autorka czasem dopuszcza ich do głosu, ale tak naprawdę do tej pory nie wiem który z nich jest kim, czyim mężem i ojcem. Tak samo dzieci. Malcy są głośną, rozrabiającą całością, brak im (dzieciom i mężczyznom) cech indywidualnych na tyle wyraźnych, żeby dało się ich zapamiętać i rozróżnić. Zostają kobiety i to one popychają tę opowieść do przodu. Najbardziej wyrazista jest Tess, pewna siebie prawniczka. Zdystansowana, chłodna, trzymająca rodzinę silną ręką, choć gdzieś w głębi nadopiekuńcza w stosunku do własnych dzieci. Kate to mama na pełny etat, a praca opiekuńcza, którą wykonuje na rzecz swojej rodziny w zupełności jej wystarcza. Kate cała jest ciepłem i chciałaby zapewnić dzieciom najwspanialsze wspomnienia, choć w momencie kiedy ją poznajemy sama jest dzieckiem wciąż opłakującym śmierć matki. Z kolei Alice to olśniewająco piękna i eteryczna artystka, która jako jedyna nie ma dzieci, choć bardzo pragnie zostać mamą. Co prawda kilka razy była w ciąży, ale za każdym razem dochodziło do poronienia.Marzenie o dziecku wciąż gdzieś się w niej tli, dlatego tak łatwo obdarza uczuciem dziewczynkę poznaną w pracy w opiece społecznej. Jest jeszcze Helen, wielka nieobecna, która żyje we wspomnieniach bliskich. Momenty, w których córka i synowe wspominają Helen są wzruszająco piękne i w prosty sposób pokazują, że naprawdę istnieją ludzie, których nie sposób zastąpić.

Trzy zupełnie rożne bohaterki, problemy rodzinne, wiszący nad głową spadek, czyli dom po Helen, który jakoś trzeba podzielić, a do tego zbliżające się święta, które najpewniej będą katastrofą, to wciąż za mało, bo pisarka dorzuca do tego obrazka jeszcze dwie bohaterki, pozornie przypadkowe, ale wspaniale spinające fabułę, czyli młodziutką Quinn i jej kilkuletnią córkę Maddie. Quinn jest samotną matką i narkomanką, a Alice jej opiekunką z ramienia pomocy społecznej. Samotność Quinn i jej trudna relacja z matką świetnie kontrastują z rodzinną atmosferą domu Alice i ogólną opinią o wspaniałej Helen. Pisarka pokazuje dwa zupełnie różne odcienie nieobecności matki, oba bolesne i mające wpływ na dorosłe dzieci.

Początkowo nadmiar bohaterów może irytować, bo bardzo trudno zapamiętać kto z kim i dlaczego. Tak samo Quinn i Maddie, wrzucone jakby bez sensu do tej opowieści, bardziej przeszkadzają niż ciekawią. Ale opowieść trwa, a Lynn Steger Strong powoli i konsekwentnie odsłania kolejne elementy rodzinnej układanki. Gdzieś między przygotowywaniem posiłków, ubieraniem choinki, zabawami na śniegu, pokazuje emocje i więzy łączące poszczególnych członków rodziny. Po mistrzowsku zderza charaktery kobiet i cieniutkie niteczki wiążące ich wszystkich razem. Jest tu kilka momentów tak pięknych i chwytających za serce, że aż brakuje tchu. Ale to tylko przebłyski, bo przez większość czasu nie dzieje się nic specjalnego, a mi to „nic” wyjątkowo się podoba. Tak jak scena na biwaku i ptaki w stodole – wspaniale przejmujące i scalające tych ludzi w rodzinę.

Motyw świąteczny w powieści jest tylko dodatkiem do fabuły, momentem ważnym, bo w końcu to pierwsze Boże Narodzenie bez Helen, więc jej utrata jest tym bardziej dotkliwa, ale tego typu literatura smakuje dobrze bez względu na porę roku. W narracji Lynn Steger Strong nie ma żadnego efekciarstwa. To cicha, spokojna, oszczędna w słowach proza, która odsłania to, co człowiek ma w środku. Bardzo lubię takie kameralne opowieści rodzinne, dlatego przeczytałam „Lot” z przejęciem i prawdziwą przyjemnością, a już najbardziej zachwycił mnie motyw ptaków i metaforyczny tytuł, który rozumie się dopiero po lekturze.

♥♥♥
Lynn Steger Strong, Lot (tyt. oryg. Flight), tłum. Dobromiła Jankowska, wyd. Pauza, Warszawa 2024.

Komentarze

Prześlij komentarz

„Znam więcej książek niż ludzi i jest mi z tym dobrze”. - Andrzej Stasiuk-