Moje życie z Simoną Kossak – Lech Wilczek (recenzja)

 

„Moje życie z Simoną Kossak” to prawdziwa historia miłosna. Piękna, wzruszająca, pełna czułości i zachwytu. Obiektem westchnień nie jest tylko tylko niezwykła Simona, ale też natura, zwierzęta, Puszcza Białowieska i świat. Dlatego album Lecha Wilczka czyta i ogląda się z prawdziwą przyjemnością i ciepłem rozchodzącym się w okolicach serca.


Miała być kolejnym Kossakiem, wielkim malarzem, gwarantem przedłużenia rodu. W najgorszym wpadku mogłaby być pisarką jak ciotki. Ale nie, Simona nie odziedziczyła oczekiwanego talentu pulsującego w rodzinie Kossaków, za to władała zupełnie inną magią. Simona była zaklinaczką zwierząt. Kochała przyrodę całym sercem i natura odwzajemniała tą miłość. Szczególnie przedstawiciele różnych gatunków fauny lgnęli do tej drobnej kobiety, która zdecydowała się na samotne życie w sercu Puszczy. Na miejscu spotkała innego dziwaka – fotografa, plastyka i przyrodnika, Lecha Wilczka. Początek ich znajomości nie był łatwy, ale szybko przerodził się w miłość na całe życie. 

Fascynującą biografię Simony warto poznać z kapitalnej książki „Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak” Anny Kamińskiej. Autorka nie stawia pomnika swojej bohaterce, nie boi się też rozdrapywania rodzinnych ran i stara się oddać złożony charakter młodszej córki Jerzego Kossaka. Tam są same konkrety. Natomiast „Moje życie z Simoną Kossak” to książka z zupełnie innej bajki, cudna i oszałamiająca, napisana przez zakochanego mężczyznę, który nawet po wielu, wielu latach wciąż był zapatrzony w ukochaną kobietę.

Narracja Lecha Wilczka ujęła mnie swoją delikatnością, gawędziarskim stylem i pewną elegancją w posługiwaniu się słowami. Trudno doszukiwać się chronologii w tekście, bo całość składa się z anegdot, pojedynczych, luźno powiązanych opowieści o życiu na Dziedzince, niezwykłości dnia codziennego, trudów, z którymi mieszkańcy radzili sobie z optymizmem i poczuciem humoru. To też historie najróżniejszych zwierząt, które pojawiały się w domu Simony i Lecha, były pełnoprawnymi domownikami, a czasami przejmowały włości na własność.

Sercem tej książki są liczne fotografie dokumentujące życie na Dziedzince. W większości są to zdjęcia autorstwa Wilczka, na których uwieczniał swoją muzę, jej pracę, zabawne momenty wspólnego życia, codzienność wśród zwierząt i roślin. Simona z krukiem, locha śpiąca w łóżku, znajomi zgromadzeni w kręgu, popielice zerkające z półek w kuchni, domowe kąty, wilk przytulający Simonę. Wspomnienia zatrzymane w czasie. Niektóre pozowane, jakieś wygłupy i dokazywania, inne złapane przypadkiem, świadczące o wprawnym oku Lecha i jego genialnym wyczuciu chwili.

Minusy? Bezmyślne opracowanie tekstu na poziomie wydawnictwa. Już mniejsza o to, że historie nie zawsze dotyczą zdjęć znajdujących się obok, nie muszą pasować, tym, bardziej, że treści jest mnie niż fotografii. Natomiast nie rozumiem jak można urwać zdanie na końcu strony, dalej wrzucić same zdjęcia, a dalszą część historii kontynuować klika stron dalej. To bardzo wybija z rytmu, bo czytelnik nie wie czy skupić się na czytaniu czy na oglądaniu. Jeśli zapatrzymy się na fotki, to nie bardzo wiadomo o czym się wcześniej czytało, a jeśli skupimy się na opowieści, to przelecimy przez zdjęcia bez skupienia, na jakie zasługują. Pewnie to tylko zwykłe zaniedbanie, ale i tak szkoda. Nie zmienia to faktu, że „Moje życie z Simoną Kossak” to czarująca i przepiękna (wpadająca w oko i serduszko) publikacja.

♥♥♥
Lech Wilczek, Moje życie z Simoną Kossak, wyd. Marginesy, Warszawa 2023.

Komentarze

„Znam więcej książek niż ludzi i jest mi z tym dobrze”. - Andrzej Stasiuk-