Miło, niemiło - Milo Janáč (recenzja)

Bardzo miło czyta się powieść Milo Janáča, który niemiłą rzeczywistość swojego bohatera, alkoholika uzależnionego od wszelakich używek, ozdabia hojnie poczuciem humoru, tworząc powieść, która szalenie wciąga, bawi i prowokuje. Wspaniała, brawurowa narracja w „Miło, niemiło” sprawia, że od książki nie sposób się oderwać, a jej wydźwięk na długo zapada w pamięć i nie daje o sobie zapomnieć.


„Jestem uczestnikiem wydarzeń” mówi bezimienny bohater powieści i pozwala, żeby życie niosło go z prądem rzeki. Byle od knajpy do knajpy, od kieliszka do kieliszka, od otwarcia do zamknięcia lokalnych spelun. W prowincjonalnej Gelnicy nie ma żadnych innych rozrywek poza barami. Nie ma też zbyt wielu możliwości. Za to każdy ma szansę miło się ululać, a to z pewnością ulubiony stan mężczyzny. Uroczy wesołek, optymista z pomysłami, niezły kombinator, który ze wszystkich opresji potrafi wyjść obronną ręką, oprowadza czytelników po swojej mieścinie, rozprawiając o kolejnych perypetiach, które mu się przytrafiają. Jego opowieść nie jest jednak pijackim bełkotem, bo narrator jest inteligentnym, wrażliwym i bystrym człowiekiem, jednak brak mu siły, determinacji, a może też dobrego powodu, żeby wyrwać się ze szponów nałogu.

Milo Janáč bawi słowem, z rozmachem i fantazją pakuje swojego bohatera w kolejne kłopoty i biznesy, zderza ze sobą dwa światy – nałogowców i porządnych obywateli, którzy patrzą nienawistnie w kierunku ubzdryngolonych i radosnych pijaczków. Satyryczne spojrzenie na nas, zwykłych ludzi, którzy żyją w pędzie, zawsze się spieszą, pracują ponad siły i tkwią w kieracie narzuconych sobie obowiązków i konwenansów, podoba mi się w powieści najbardziej. To ledwie okruszki, kąśliwe uwagi pod adresem tych, którzy mają takich jak narrator powieści za nic i myślą, a nawet mówią o nich jak o pasożytach. Każda taka scenka robi wrażenie, bo zmusza do zastanowienia się kto w tej sytuacji jest przegrywem - zarobiony po pachy człowiek w garniturze, który pociesza się myślą, że raz w roku pomoczy sobie nogi w morzu czy cieszący się z drobnych przyjemności ochlaptus. To oczywiście uproszczenie, bo alkoholizm jest poważną i niszczącą życie chorobą, ale Milo Janáč wierzy w inteligencję swoich odbiorców i wie, że ani życie, ani literatura nie są zero-jedynkowe.⠀

Proza Milo Janáča w jakich sposób pachnie wczesnymi powieściami Jaroslava Rudiša. To ten sam poziom czułego spojrzenia na drugiego człowieka i snucia opowieści o ludziach, których życie nie rozpieszcza. Nasz narrator przypomina mi Franka z książki „Koniec punku w Helsinkach”, bo z niego również jest czarujący i nieszkodliwy pijaczek, a jednocześnie postać do głębi tragiczna. Słowacki pisarz nie ocenia swojego bohatera, nie moralizuje, nie próbuje też wmawiać czytelnikowi co powinien poczuć w trakcie lektury. Masz ochotę na wyborną satyrę i oglądanie życia w krzywym zwierciadle? Proszę bardzo, śmiech to zdrowie. A może czujesz ból w sercu i ucisk w gardle, bo masz obok siebie takiego luzackiego ojca czy wujka i wiesz jak wygląda życie z alkoholikiem? Przykro mi, ale Janáč nie przynosi łatwego pocieszenia. Może jedynie pokrzepiającą myśl, że człowiek nigdy nie jest sam w tym dramacie. „Miło, niemiło” to porywająca i wyśmienita powieść, przesycona kapitalnym humorem, który prowokuje do głośnych wybuchów śmiechu. Tyle, że ten śmiech grzęźnie w gardle i zamiera na ustach, kiedy czytelnik uświadomi sobie skalę dramatu kryjącą się za zwierzeniami bohatera.

♥♥♥
Milo Janáč, Miło, niemiło (tyt. oryg. Milo nemilo), tłum. Katarzyna Dudzic-Grabińska, Książkowe Klimaty, Wrocław 2025.

Komentarze

„Znam więcej książek niż ludzi i jest mi z tym dobrze”. - Andrzej Stasiuk-