Atramentowe Serce – Cornelia Funke (recenzja)
Dwadzieścia lat minęło, jak jeden dzień. No prawie, bo dziewiętnaście, od kiedy „Atramentowe serce” po raz pierwszy ukazało się po polsku. Kawał czasu, który pokazał nam, czytelnikom, że baśń wymyślona przez Cornelię Funke jest ponadczasowa.
Mo jest wyjątkowo utalentowanym introligatorem, który kocha książki niemal tak bardzo, jak swoją córeczkę. Zresztą Meggie odziedziczyła po ojcu miłość do słowa pisanego, dlatego czyta dużo i często. Pewnego dnia spokój tej dwójki zostaje zakłócony przez dziwnego człowieka, który zjawia się w domu Folchartów nieoczekiwanie i przynosi wiadomości, które wytrącają Mo z równowagi. Meggie niewiele rozumie z tego, co udało jej się podsłuchać, ale zgodnie z wolą ojca pakuje kilka najpotrzebniejszych rzeczy i ulubionych książek, żeby ruszyć w drogę, która już za chwilę okaże się największą przygodą jej życia.
„Przecież zawsze mi powtarzasz: książki muszą być ciężkie, bo w nich jest cały świat”.Cornelia Funke napisała najprawdziwszą baśń, która wciąga, zadziwia i nie daje o sobie zapomnieć. Akcja rozwija się powoli, a sam fakt opowiadania historii zdaje się być ważniejszy niż szybkie tempo. Mroczny klimat potęguje uczucie niepokoju i pozwala uwierzyć w niebezpieczeństwa czyhające na Meggie i pozostałych bohaterów. Emocje dziewczynki i reszty sączą się z każdej strony i są niemal namacalne. Hipnotyzujący sposób narracji tylko potęguje to niesamowite uczucie. Niemiecka pisarka mnoży tajemnice, pakuje dwunastolatkę w kolejne tarapaty i raz za razem wystawia na próbę jej odwagę i hart ducha. Historia Meggie bezustannie zaskakuje, nie daje się przewidzieć, a pani Funke zadziwia swoją pomysłowością i nieskrępowaną wyobraźnią.
Najmocniejszą stroną powieści są nietuzinkowi bohaterowie, których trudno nie lubić. Już z przeczytaniem kilku pierwszych zdań czytelnik nie tylko identyfikuje się z postaciami, ale wchodzi w ich skórę. Osobiście najbardziej sympatyzuje z ciotką Elinor i widzę siebie w jej przepastnej bibliotece. „Atramentowe serce” to także piękny hołd oddany książkom, literaturze i czytaniu. Lektura gwarantuje kilka wspaniałych godzin pełnych niebezpiecznych przygód napędzanych siłą wyobraźni. Polecam każdemu, bez względu na wiek! Na takie historie nigdy nie jest się za starym!
„Jeśli weźmiesz w podróż książkę (...) wydarzy się coś dziwnego: książka zacznie gromadzić twoje wspomnienia. Potem wystarczy ją otworzyć i znów znajdziesz się tam, gdzie ją wtedy czytałaś. Ledwie przeczytasz pierwsze słowa, wrócą do ciebie obrazy, zapachy, smak lodów, które wówczas jadłaś... Wierz mi książka jest jak muchołapka. Wspomnienia najlepiej trzymają się kart pokrytych drukiem”.
♥♥♥
Cornelia Funke, Atramentowe serce (tyt. oryg. Tintenherz), tłum. Jan Koźbiał, wyd. Kropka, Warszawa 2025.
Komentarze
Prześlij komentarz